Skip to main content

Listopad to miesiąc szczególny. Przez cały miesiąc wspominamy tych, którzy odeszli i pozostali w naszej pamięci, zostawiając w niej trwały ślad. Choć nie ma ICH już wśród nas, to jednak są na zawsze w naszych myślach i wspomnieniach. Póki my żyjemy, nigdy Was nie zapomnimy.

Wspomnijmy niektórych zmarłych organizatorów pielgrzymki, osoby duchowne i świeckie. Wspomnijmy ich poprzez zacytowanie słów refleksji, jakie kiedyś wypowiedzieli. Jakże one są aktualne i dzisiaj.

 

Śp. ks. kard. Franciszek Macharski /zm. 2016/

Arcybiskup Metropolita Krakowski i przewodnik główny Pieszej Pielgrzymki Krakowskiej w latach 1981-2005

 

„Pamiętamy te długie majowe wieczory, przepojone modlitwą o zdrowie, cudem uratowanego naszego Ojca Świętego Jana Pawła II. Nasza modlitwa wyrażona była 17 maja 1981 roku w Białym Marszu studentów i mieszkańców Krakowa, uwieńczonym wołaniem, wypełnionego po brzegi Krakowskiego Rynku o zwycięstwo cywilizacji miłości. Poszliśmy z pielgrzymką do Czarnej Madonny podziękować Panu Bogu za cudowne ocalenie Jana Pawła II, pielgrzymując w Jego intencji i w intencji umiłowanej Ojczyzny… Idziemy dla was, za was, dzięki wam, w łączności z wami… Ci co pozostają, podają wychodzącym chleb i wodę i cały ekwipunek, to co będzie potrzebne, byśmy nie ustali w  drodze. Tak jest w gruncie rzeczy zawsze. Zawsze ktoś musi trudzić się więcej, by innemu podarować możliwość odbycia pielgrzymki. Wyruszając, zabieramy jednocześnie ze sobą nasz świat codzienny i jego problemy. Jak na rekolekcjach, w drodze pytamy o nasze winy i niedoskonałość, o żal, który też będzie cząstką pokutnego ciężaru. W czasie pielgrzymki nadarza się szczególna okazja do tego, by się modlić całym swoim ” byciem”, oddychaniem, ruchem, samym wędrowaniem. Prawdziwym skarbem pielgrzyma  jest spotkany na drodze człowiek, który wskaże mu drogę i poda  rękę pomocną choćby przez chwilę.

Pielgrzymujemy na Jasną Górę, jakby na Górę Tabor, po przemienienie, a wracamy potem drogą życia pod krzyż. Nie pierwsi idziemy drogą krzyży – poprzedza  nas wielu – poprzedza nas Chrystus i Jego Matka. Idziemy  ścieżką wydeptaną. Na naszych nogach mamy kurz ziemi polskiej. Na naszych rękach i czołach ślady naszej pracy.  W naszych sercach niesiemy miłość naszą.  Prośmy Królową  Matkę, by była dla tej miłości Opiekunką i Ochroną.”

/wypowiedź z 1981 r./

 

Ks. Krzysztof Winiarski /zm. 2018/

 

Przewodnik główny Wspólnoty III „prokocimsko-podgórskiej”

” (…) Organizowanie pielgrzymki związane jest z nowymi doświadczeniami, z poznawaniem nowych ludzi, z nieprzewidywalnymi kłopotami, ale i z zaskakującymi chwilami radości.

Dziękuję Bogu za ludzi, którzy wiernie pomagają i przed i w trakcie każdej pielgrzymki. To są księża, to są lekarze, w końcu cała Baza łącznie z kierowcami. Bez tych „funkcyjnych” braci i sióstr trudno byłoby nad wszystkim czuwać i o wszystkim pamiętać.

Nie przypuszczałem nigdy, że w ciągu 20 lat mojego dotychczasowego kapłaństwa, połowa (1995-2005) będzie BARDZO związana z Osobą Matki Bożej. Ten szczególny związek powstał między innymi w trakcie posługi przy organizowaniu tego wszystkiego, czego potrzebują pielgrzymi w czasie modlitwy, marszu i w czasie odpoczynku . To 10 lat z Trzecią, Prokocimsko-Podgórską Wspólnotą, i choć nigdy nie udało mi się przejść całej trasy z Krakowa do Częstochowy, emocje i dziwny dreszcz pielgrzymi, w magicznym terminie 6-11 sierpnia, był i jest do dzisiaj. Jest, bo od 2005 roku pracuje w Parafii w Sierczy, której patronuje Matka Boża Częstochowska. Patronuje również mojej osobie, za co Jej nieustannie dziękuje.”

/wypowiedź z 1996 r./

 

Ks. Wojciech Momot /zm. 2019/

Przewodnik główny Wspólnoty I w latach 1991-1997

 

„Maryjo, Maryjo Polski i świata Królowo

Maryjo, Maryjo odmień nasz naród na nowo.

Z refrenem tej pieśni Maryjnej przez wiele lat pielgrzymowałem z Wawelu na Jasną Górę, najpierw jako zwykły uczestnik (brat pielgrzymkowy) a następnie jako przewodnik grupy 4 a w ostatnich latach jako przewodnik główny członu pierwszego. Udział we wszystkich tych pielgrzymkach był dla mnie osobiście wielkim przeżyciem duchowym i zarazem jakąś formą duszpasterstwa, którą mogłem objąć nie tylko swoich parafian z którymi pielgrzymowałem ale również pielgrzymów z różnych stron Polski i Europy. Mile wspominam grupy pielgrzymów z Krakowa i okolic, grupy z Bochni, Krosna, Sędziszowa, jak również grupy zagraniczne takie jak z Węgier, Rumuni, Włoch, Francji, Niemiec, Szwajcarii, Hiszpanii czy byłego Związku Radzieckiego, wiele tych grup pielgrzymowało co roku a niektóre z nich brały tylko udział w pielgrzymce na Światowy dzień młodzieży w 1991 r. Jestem wdzięczny Panu Bogu za te wszystkie pielgrzymki, za wszystkich pielgrzymów, których spotkałem, księży i Ojców zakonnych, kleryków i siostry zakonne oraz za wszystkie parafie z których gościny mogliśmy korzystać w drodze na Jasną Górę. Każda pielgrzymka choć prowadziła do tego samego celu to jednak była inna i co roku przez te kilka dni pielgrzymowania powstawała między nami duchowa więź, dlatego kiedy żegnałem w ciszy pielgrzymów, stojąc przy drzwiach do zakrystii na Jasnej Górze cisnęły się na usta słowa pieśni:

Tyle dobrego zawdzięczam Tobie Panie,

wszystko co mam od Ciebie przecież jest ….

Nawet za chmurne deszczowe dni,

za wszystko Panie dziękuję Ci.

/wypowiedź z 1991 r./

 

Ks. Franciszek Płonka /zm. 2023/

Przewodnik grupy 6, przewodnik główny Wspólnot prądnickiej i śródmiejskiej

 

„Myślałem w 1982 roku – drugi rok pielgrzymki z Krakowa na Jasną Górę – że pójdę tylko raz. Przecież to pielgrzymka głównie akademicka a ja jestem duszpasterzem. Wciągnęło mnie. Wciągnęła mnie swoją łaską. Łaska – powiedziałbym – „gimnastyki religijnej”, wyruszenia, rozruchu, wspaniałego poglądu i zaprawy, doświadczenia, bo życie jest pielgrzymowaniem do Domu Ojca – przez Maryję.

Te 6 dni, nie za wiele ale wystarczy, żeby wziąć w nogi, w ręce, w mózg, w oczy, w uszy, w całe ciało, w każdą szczelinę bytu i świadomości, że „jeśli żyjemy, żyjemy dla Pana” …, że każdy nasz oddech i spojrzenie i ruch – ma sens w Nim, dla Niego i do Niego, a „przodującą w tym pielgrzymowaniu wiary jest Ona, Maryja”. Śpimy, ale to nie o spanie chodzi. Posilamy się, jemy, pijemy, ale po to, żeby iść. Odpoczywamy po drodze, ale nikomu do głowy nie przyjdzie, żeby pielgrzymowanie zamienić na pobyt w lesie. Podziwiamy Ojcowski Park Narodowy i przeurocze widoki Jury Krakowsko-Częstochowskiej, ale się nie zatrzymujemy.  A główną treścią jest On, Bóg Ojciec, który nas wezwał w swoim Synu i prowadzi w Duchu Świętym. A Ona, Maryja, jest najbliższym „echem” wezwania Boga. W Nim dzień zaczynamy, Nim się posilamy w Eucharystii. W Nim idziemy – śpiewając, rozważając, odmawiając różaniec, biorąc życie na „tapetę” – by je widzieć oczyma Boga, Chrystusa, Ewangelii, Nauki Kościoła – i by do tego życia wracać bardziej Bożymi. Ten rozruch w Bogu i ku Bogu na długo pozostaje. Ktoś z Włochów powiedział, że starcza na cały rok. I bardzo ważne: „nalla compagnia” – w kompanii (czyli w towarzystwie) – tak się dawniej również po polsku mówiło o grupie pielgrzymującej. Towarzystwo, wspólnota braci i sióstr. Sam bym asfaltem nie poszedł. Sam bym, zwłaszcza na pewnych odcinkach nie wytrzymał. Ale z innymi, z braterską ich obecnością i wsparciem pójdę, wytrzymam, dojdę. Kolejna nauka życiowa: nie wolno przez życie iść samemu. Trzeba iść z innymi, trzeba innych wspomagać i trzeba pozwolić sobie pomóc. Pielgrzymka jest wielkim doświadczeniem wspólnoty, miłości bliźniego i wspaniałą okazją – w drodze, na postojach, przy wyładowywaniu bagaży, w szukaniu noclegu, na noclegach i nieustannie – do zaparcia siebie, do doświadczenia miłości. A cóż powiedzieć o doświadczanej gościnności ze strony ludzi – z poczęstunkiem przy drodze, na postojach i w otwarciu serc i domów na noclegach. To przemienia, to czyni innym człowiekiem.

I jeszcze jedno (oczywiście, workami można by opowiadać): łaska przemiany. Za każdym razem doświadczam tego sam. Człowiek „przemaglowany” słońcem, deszczem, potem, wysiłkiem, zmęczeniem – dochodzi jakiś „skruszony” na Jasną Górę. Nie ma ochoty do ludzkiej dumy, próżności, do światowych myśli, reakcji, jakby mnie zdolny do zła. Czuje uścisk Bożej obecności i moc do Bożych reakcji. Ale wskażę też na innych (przypadków bardzo wiele). Zacytuję jeden przypadek. Na ostatnim odcinku jeszcze przed Alejami NMP (wchodziliśmy po dalekim obejściu, z drogi od Warszawy) chyba Duch Święty podszepnął mi: podejdź do tego człowieka (racjonalnych powodów nie miałem). Szedł z tyłu, za grupą, jeszcze dalej niż odbywała się spowiedź, z ciężkim plecakiem na plecach, w wieku już studenckim. Czułem, że jest smutny, że coś w sobie gryzie. Pytam raz, drugi, trzeci – co jest problemem. Nic, nic – zapewniał. W końcu „pęknął” i mówi: „jak was nie lubię, ale ja za wami idę od Krakowa” (sam, z tyłu z tym wielkim plecakiem). I w tym momencie otworzył się ze swym życiowym problemem – dramatem, którego rozwiązania aż dotąd nie widział. Nie miałem wątpliwości. Matka Boża wysłuchała jego niemego pielgrzymowania i tu, na ostatnim etapie posłała mnie do niego (on o to nie prosił). Odbyła się rozmowa i spowiedź, i pojednany i z nadzieją co robić, czego się trzymać – wszedł na Jasną Górę. Zatem: odwagi wszystkim na dalsze pielgrzymowanie, łącznie z trudem jego organizowania.”

/wypowiedź z 1989 r./

 

Józef Jachimczak /zm. 1989/

Pielgrzym i porządkowy główny od 1981 r.

 

„Jako młody chłopak na pierwszą pielgrzymkę poszedłem wraz z moim bratem Krzysiem i całą drogę uczestniczyliśmy jako pielgrzymi. Następne osiem pielgrzymek już pomagaliśmy przygotować i organizować. To było wspaniałe przeżycie, a jednocześnie praca z innymi i dla innych, aby umożliwić wspólną drogę na  Jasną Górę. Potrzebny był jedynie zapał i energia, która musiała wystarczyć na te kilka dni i nocy. Gdy po dniu pielgrzymowania udało się wszystkich zakwaterować, dopilnować spraw porządkowych i wszyscy kładli się spać „porządkowi” opracowywali plan dnia na następny etap podróży. W czasie trwania pielgrzymki było wiele wspaniałych chwil, ale również zdarzały się momenty trudne do przewidzenia, niedomówienia, potknięcia organizacyjne, które jednak szybko się zapomina. Jedno wspomina się i pamięta bardzo dobrze, a mianowicie ludność miejscowości przez które przechodziła pielgrzymka – byli wspaniali. Witali i przyjmowali nas z otwartymi ramionami, dzielili się nie tylko żywnością, ale i miejscem we własnym domu. W następnych latach okazało się, że pielgrzymka to również spotkania w ciągu roku, wyjazdy na trasę pielgrzymki w celu ustalenia szlaku bezpiecznego przejścia pielgrzymów. Ogromnym przeżyciem był dla mnie wyjazd grupy organizatorów do Włoch, gdzie spotkaliśmy się z Ojcem Świętym na prywatnej audiencji. Przeżyte pielgrzymki to wielu poznanych ludzi, to wiele wydarzeń, przeżyć, które do dziś bardzo miło wspominam i myślę, że jeszcze nie raz będę mógł wyruszyć na pielgrzymkowy szlak.”

/wypowiedź z 1985 r./

 

Teresa Kozak /zm. 2005/ 

Baza, zaopatrzenie, transport 1981-1992

 

„Celem pielgrzymki związanej z tradycyjną Pielgrzymką Warszawską było przywrócenie jedności z Bogiem i pojednanie z ludźmi w miłości i sprawiedliwości, a ponadto złożenie Matce Bożej – Królowej Polski – hołdu, zawierzenia i dziękczynienia oraz modlitw za Kościół Święty i Ojczyznę. Zaniesienie próśb i podziękowań za radości i sukcesy, za niepokoje i troski. Moje postanowienie o udziale w pielgrzymce było dobrowolne i spontaniczne. Nie widziałam jednak siebie jako osoby pielgrzymującej od etapu do etapu w szeregu modlących się, śpiewających i słuchających konferencji rekolekcyjnych w drodze. Zdecydowałam, że być może więcej dam z siebie jako pielgrzym służący innym z życzliwością i miłością. Przyjęłam obowiązek pracy w przygotowaniach przed pielgrzymką i odpowiedzialność za zaopatrzenie i transport na bagaże – podczas trwania pielgrzymki, a po zakończeniu rozliczenie finansowe. Ujmując ogólnie – taki był mój zakres czynności przez 12 kolejnych lat. Był to ogrom pracy. Tym bardziej trudny do wykonania, ponieważ sytuacja polityczno-społeczna (stan wojenny) była trudna. Władze miejscowe na trasie niejednokrotnie utrudniały pracę służbom pielgrzymkowym Dzięki tylko ofiarnej i cierpliwej pracy zespołów pracujących tj. Baza, Kwatermistrzostwo, Zaopatrzenie, Porządkowi można było w miarę możliwości zapewnić pielgrzymom noclegi, chleb, wodę i opiekę lekarską. Nie było to proste i łatwe, biorąc pod uwagę fakt, że z każdym rokiem liczba pielgrzymów wzrastała i doszła do kilkunastu tysięcy. W tej sytuacji nie wszyscy pielgrzymi zawsze mogli mieć miejsca noclegowe w domach i zabudowaniach prywatnych, a szkoły mające duże pomieszczenia były często zamknięte, ponieważ dyrektorzy mieli zakaz wpuszczania pielgrzymów do budynku szkoły. Będąc cały czas trwania pielgrzymki na tzw. „zapleczu” nie miałam możliwości pełnego duchowego przeżywania tego wydarzenia. Jednak każde przyjście i wyjście grup na trasę, każda wspólna Msza Św. było przeżycie dopełniającym moje uczestnictwo w pielgrzymce. Wejście pielgrzymów do Częstochowy i wspólna Msza Święta na Jasnej Górze powodowało ustąpienie zmęczenia i opadał ciężar pracy tych kilku dni, a w serce wstępował spokój i pewność, że ten sposób pielgrzymowania połączony z modlitwą wyjedna u Boga – przez ręce Matki, Pani Jasnogórskiej łaski i prośby zawarte w mojej intencji pielgrzymkowej.”

/wypowiedź z 1991 r./

 

Luigi Crisanti /zm. 2007/

Ruch Comunione e Liberazione

 

„Pierwszy raz byłem na Pielgrzymce w 1982 roku. Dla mnie, pochodzącego z kraju będącym w całkiem innej sytuacji, wszystko było nowe. Nie sądziłem, że takie pójście razem ku Jasnej Górze może tyle zmienić w człowieku i pomiędzy ludźmi. Faktycznie, ktoś był tam obecny i to dla mnie było znaczące. Tym, co najbardziej pamiętam, to całkowite zaskoczenie faktem, że życie może tak wyglądać, że przybywanie z ludźmi może tak wyglądać. Dwa lata później wybrałem Polskę jako kraj zamieszkania i to, że Polska stała się faktycznie „moim” krajem zawdzięczam również Pielgrzymce Krakowskiej. Później wiele razy wybrałem się jeszcze na pielgrzymkę, czasami z ważnymi dla siebie intencjami, które zawsze znajdowały swoje pozytywne spełnienie prawie zaraz po zakończeniu pielgrzymki. Jestem bardzo wdzięczny Panu Bogu i Matce Bożej za to doświadczenie, które pozwoliło mi lepiej zrozumieć charyzmat Ruchu Komunia i Wyzwolenie, do którego należę. Już nie jestem najmłodszy ale sądzę, że moja przygoda z pielgrzymką jeszcze się nie zakończyła.”

/wypowiedź z 1991 r./

 

Marian Gagatek /zm. 2019/

Służba techniczna

 

„Kiedy w środowisku studenckim Krakowa zrodziła się myśl zorganizowania pieszej pielgrzymki do Częstochowy, a pomysł nabierał coraz bardziej realnych kształtów, przypadł mi w udziale obowiązek przygotowania sprzętu do nagłośnienia dla potrzeb pielgrzymki. Czasy były wtedy trudne. Brakowało dosłownie wszystkiego. Trudno było kupić tuby, kabel połączeniowy, czy choćby baterie. To z dzisiejszej perspektywy niezrozumiałe. Z tego co udało się zdobyć, zmontowałem sprzęt nagłaśniający, który umożliwiał głoszenie rekolekcji w drodze, wspólny śpiew i modlitwę. W kolejnych latach część sprzętu została zaprojektowana i wykonana we własnym zakresie, z uwzględnieniem zdobytych doświadczeń i specyficznych potrzeb pielgrzymki. Obsługa techniczna nagłośnienia, szczególnie podczas pierwszej pielgrzymki była trudna, ponieważ nie było środków transportu, a wszelkie usterki zgłaszane podczas wędrówki trzeba było usuwać jak najszybciej, biegając od grupy do grupy. Tak więc szlak I PPK przemierzyłem kilkakrotnie. Potem wieczorami kiedy pielgrzymi odpoczywali wymieniałem baterie i naprawiałem uszkodzony sprzęt. W kolejnych latach zwiększała się liczba uczestników. Rozrastała się też grupa obsługi technicznej, dysponowała ona większymi środkami technicznymi i transportem, który ułatwiał przemieszczanie się między grupami pielgrzymkowymi i zorganizowanie nagłośnienia podczas postojów. Jednak te pierwsze pielgrzymki, tak bardzo forsowne fizycznie na trwale zapisały się w pamięci, między innymi przez to, że idąc wraz z grupą uczestniczyłem głęboko w przeżyciach religijnych, które są udziałem pielgrzymów. Służba na rzecz wspólnoty pielgrzymkowej dawała wiele radości, a zapał i entuzjazm do niej czerpałem zbudowany postawą i świadectwem pielgrzymów, szczególnie tych posuniętych w latach lecz młodych duchem, którzy umieli „…mierzyć siły na zamiary”.”

/wypowiedź z 1990 r./

 

Zdzisław Kliś /zm. 2020/

Porządkowy główny od 1981 r.

 

„Czym była dla mnie pielgrzymka?

Pielgrzymka. Najpiękniejsza rzecz w życiu – pielgrzymować do Matki Bożej!”

/wypowiedź z 1991 r./

 

Lek. Bogumiła Giza /zm. 2020/

Służba zdrowia, Pomoc Maltańska

„Marzenia Matki !

Piesze pielgrzymowanie do miejsc świętych to tradycja mojej rodziny od kilku pokoleń. Moja Matka marzyła całe życie o pieszej pielgrzymce do Częstochowy. Niestety los nie dopomógł w spełnieniu tych marzeń. Na pewno częściowo pod wpływem marzeń mojej Matki i z potrzeby serca, mając wcześniej zaprawę w pieszych pielgrzymkach do Kalwarii, zdecydowałam się wyruszyć z synem Dariuszem w 1986 roku na VI Pieszą Pielgrzymkę do Częstochowy z 13 grupą. Na pierwszym postoju pierwszego dnia miły głos z głośnika poprosił pielgrzymujących lekarzy i pielęgniarki do zgłoszenia się przy znaku grupy w celu uzgodnienia współpracy przy udzielaniu pomocy potrzebującym. Propozycję przyjęłam bez entuzjazmu ale z pokorą, marzyłam przecież o pieszym pielgrzymowaniu i rozmyślaniu Tajemnic Wiary, ale ….. I tak pielgrzymowałam z synem, równocześnie modląc się i służąc potrzebującym pielgrzymom do dzisiaj. Początkowo były to naprawdę piesze pielgrzymki. Z biegiem czasu zmieniły się w towarzyszenie grupom w ambulansie medycznym. Od 1990 roku udzielamy tej pomocy i pielgrzymujemy w barwach Maltańskiej Służby Medycznej. W czasie tego pielgrzymowania syn Dariusz zdał maturę i ukończył studia medyczne. W ten oto sposób marzenia Mojej Matki spełniły się w dwóch pokoleniach równocześnie.”

/wypowiedź z 1999 r./

 

Róża Kubiak /zm. 2021/

Koordynatorka Maltańskiej Pomocy Medycznej

„Do roku 1989 nie uczestniczyliśmy w pielgrzymce pieszej z Krakowa do Częstochowy. Pierwszy nasz udział przypada na rok 1990. Na prośbę J. Em. Ks. kardynała Macharskiego towarzyszyły tego lata po raz pierwszy karetki maltańskie z Niemiec. Na początku pielgrzymi spoglądali na nie nieufnie, zbliżali się powoli, raczej z ciekawości niż spodziewając się jakiejkolwiek pomocy. Później zawiązały się trwające do dziś przyjaźnie. Dla załóg karetek Malteser-Hilfsdienst pielgrzymka była czymś niezwykłym. Większość z nich przeżywała ją bardzo głęboko. Potem wielu uczestniczyło w pielgrzymce przez kolejne lata. To tu, w drodze na Jasną Górę, w 1990 roku narodziła się „Maltańska Pomoc Bliźnim”, potem „Pomoc Maltańska”, która w końcu przyjęła nazwę „Maltańska Służba Medyczna”, by nieść pomoc i ulgę potrzebującym w trudach pielgrzymowania do Czarnej Madonny. „Bogaci w miłosierdzie” maltańczycy niosą niestrudzenie pomoc wszędzie tam, gdzie pomoc jest potrzebna – będąc jednocześnie (a może przede wszystkim) pielgrzymami. Nie wiemy ilu pielgrzymom uratowali życie. Znamy kilka takich przykładów. Wiemy jednakże, że każdego roku ponad połowie uczestników pielgrzymki maltańczycy udzielają pomocy. Tak więc poprzez zorganizowanie i koordynację działań maltańskiej Służby Medycznej staliśmy się stałymi pielgrzymami na szlaku do Częstochowy, pomagając i służąc bliźnim.”

/wypowiedź z 2000 r./

 

Andrzej Świgost /zm. 2022/

Współorganizator i pielgrzym grupy bocheńskiej

 

„Przyjacielu, powiem jedno: Słowo to Słowo…”

/wypowiedź z 2021 r./

 

Anna Krajewska /zm. 2022/

 

„Życie nabiera sensu, gdy umiemy cieszyć się nim i czynimy je piękniejszym dla drugiego człowieka.

Dlatego dziękuję Ci Matko za „zadanie”, które przeznaczyłaś dla mnie „dziś”. Im ono jest trudniejsze, tym bardziej dziękuję Ci za zaufanie, jakim mnie darzysz. To nie ciężar, ale radość! Zrozumiałam, czego ode mnie chcesz! Proszę, abyś mnie dalej prowadziła.

Radość, nadzieja, wspomnienia! …cały dzień w drodze, aby dawać radość innym…

I pomimo, że ta chwila trwa niezmiernie krótko, zawsze pozostawia za sobą nadzieję i jeszcze trwalsze wspomnienia. Maryjo – jestem, pamiętam, czuwam!”

/wypowiedź z 2001 r./