HASŁO: MARYJO, KRÓLOWO POLSKI, MÓDL SIĘ ZA NAMI

 

W roku 1989, w którym przypadała 50-ta rocznica wybuchu II Wojny Światowej, pielgrzymka realizowała program duchowy opracowany przez ks. Tomasza Jelonka, zawarty w słowach z Litanii loretańskiej: „Maryjo Królowo Pokoju, módl się za nami”. Mszy Świętej na wzgórzu wawelskim przewodniczyli: Ks. Kard. Franciszek Macharski i Ks. Bp Kazimierz Nycz, który od tego roku został opiekunem pielgrzymki. Podczas drogi, pielgrzymów odwiedził Ks. Kardynał i w Białym Kościele odprawił Mszę Świętą. Gośćmi pielgrzymki byli również księża biskupi: Stanisław Nowak, Albin Małysiak i Stanisław Smoleński, którzy przewodniczyli liturgii.

W tym roku nastąpił dalszy podział pielgrzymki na cztery człony. Grupy z Bielska–Białej, Bochni, Wadowic, Trzemeśni dochodziły indywidualnie do Krakowa, by stąd wspólnie z całą pielgrzymką wyruszyć na Jasną Górę.

 

KONFERENCJE PLENARNE:

  • Zadania świeckich w świetle nauczania społecznego Jana Pawła II — red. Halina Bortnowska
  • Kościół we Francji i Polsce — X. Dominique Lebrun

Ponadto, odbywały się konferencje w drodze i spotkania z zaproszonymi gośćmi.

LICZEBNOŚĆ PIELGRZYMKI

W pielgrzymce wzięło udział ok. 13 000 pątników, w tym pielgrzymi z zagranicy – 250 z Francji, 140 z CSRR, 105 z Węgier, 50 z ZSRR-Podola, 42 z Pax Christi International, a także z Włoch, Maroka i Togo. Najmłodszy pielgrzym miał dwa miesiące, a najstarszy 82 lata. Sakrament małżeństwa przyjęło 12 par. W pielgrzymce wzięło udział 96 księży, 126 kleryków i 23 siostry zakonne.

ŚWIADECTWA

ks. Franciszek Płonka
(przewodnik grupy 6., przewodnik główny członu I w latach: 1987–90)

Myślałem w 1982 roku – drugi rok pielgrzymki z Krakowa na Jasną Górę – że pójdę tylko raz. Przecież to pielgrzymka głównie akademicka, a ja jestem duszpasterzem. Wciągnęło mnie. W tym roku – jak Bóg pozwoli – pójdę już 21 raz (od 10 lat z Bielska Białej).

Wciągnęła mnie swoją łaską. Łaska – powiedziałbym – „gimnastyki religijnej”, wyruszenia, rozruchu, wspaniałego poglądu i zaprawy, doświadczenia, bo życie jest pielgrzymowaniem do Domu Ojca – przez Maryję.

Te 6 dni, nie za wiele, ale wystarczy, żeby wziąć w nogi, w ręce, w mózg, w oczy, w uszy, w całe ciało, w każdą szczelinę bytu i świadomości, że „jeśli żyjemy, żyjemy dla Pana”, że każdy nasz oddech i spojrzenie i ruch – ma sens w Nim, dla Niego i do Niego, a „przodującą w tym pielgrzymowaniu wiary jest Ona, Maryja”.

Śpimy, ale to nie o spanie chodzi. Posilamy się, jemy, pijemy, ale po to, żeby iść. Odpoczywamy po drodze, ale nikomu do głowy nie przyjdzie, żeby pielgrzymowanie zamienić na pobyt w lesie. Podziwiamy Ojcowski Park Narodowy i przeurocze widoki Jury Krakowsko-Częstochowskiej, ale się nie zatrzymujemy. A główną treścią jest On, Bóg Ojciec, który nas wezwał w swoim Synu i prowadzi w Duchu Świętym. A Ona, Maryja, jest najbliższym „echem” wezwania Boga. W Nim dzień zaczynamy, Nim się posilamy w Eucharystii. W Nim idziemy – śpiewając, rozważając, odmawiając różaniec, biorąc życie na „tapetę” – by je widzieć oczyma Boga, Chrystusa, Ewangelii, Nauki Kościoła – i by do tego życia wracać bardziej Bożymi. Ten rozruch w Bogu i ku Bogu na długo pozostaje. Ktoś z Włochów powiedział, że starcza na cały rok.

I bardzo ważne: „nalla compagnia” – w kompanii (czyli w towarzystwie). Tak się dawniej również po polsku mówiło o grupie pielgrzymującej. Towarzystwo, wspólnota braci i sióstr. Sam bym asfaltem nie poszedł. Sam bym, zwłaszcza na pewnych odcinkach, nie wytrzymał.

Ale z innymi, z braterską ich obecnością i wsparciem pójdę, wytrzymam, dojdę. Kolejna nauka życiowa: nie wolno przez życie iść samemu. Trzeba iść z innymi, trzeba innych wspomagać i trzeba pozwolić sobie pomóc. Pielgrzymka jest wielkim doświadczeniem wspólnoty, miłości bliźniego i wspaniałą okazją – w drodze, na postojach, przy wyładowywaniu bagaży, w szukaniu noclegu, na noclegach i nieustannie – do zaparcia siebie, do doświadczenia miłości. A cóż powiedzieć o doświadczanej gościnności ze strony ludzi – z poczęstunkiem przy drodze, na postojach i w otwarciu serc i domów na noclegach. To przemienia, to czyni innym człowiekiem.
I jeszcze jedno (oczywiście, workami można by opowiadać): łaska przemiany. Za każdym razem doświadczam tego sam. Człowiek „przemaglowany” słońcem, deszczem, potem, wysiłkiem, zmęczeniem – dochodzi jakiś „skruszony” na Jasną Górę. Nie ma ochoty do ludzkiej dumy, próżności, do światowych myśli, reakcji, jakby mniej zdolny do zła. Czuje uścisk Bożej obecności i moc do Bożych reakcji.

Ale wskażę też na innych (przypadków jest bardzo wiele). Zacytuję jeden. Na ostatnim odcinku jeszcze przed Alejami NMP (wchodziliśmy po dalekim obejściu, z drogi od Warszawy) chyba Duch Święty podszepnął mi: podejdź do tego człowieka (racjonalnych powodów nie miałem). Szedł z tyłu, za grupą, jeszcze dalej niż odbywała się spowiedź, z ciężkim plecakiem na plecach, w wieku już studenckim. Czułem, że jest smutny, że coś w sobie gryzie. Pytam raz, drugi, trzeci – co jest problemem. Nic, nic – zapewniał. W końcu „pęknął” i mówi: „Ja was nie lubię, ale ja za wami idę od Krakowa” (sam, z tyłu, z tym wielkim plecakiem). I w tym momencie otworzył się ze swym życiowym problemem-dramatem, którego rozwiązania aż dotąd nie widział. Nie miałem wątpliwości. Matka Boża wysłuchała jego niemego pielgrzymowania i tu, na ostatnim etapie posłała mnie do niego (on o to nie prosił). Odbyła się rozmowa i spowiedź i pojednany, z nadzieją co robić, czego się trzymać – wszedł na Jasną Górę.

Zatem: odwagi wszystkim na dalsze pielgrzymowanie, łącznie z trudem jego organizowania.